Ciemna strona przywództwa
Czy fakt wydawania firmowych pieniędzy na zakup zasłony prysznicowej za 16 tysięcy dolarów lub stojaka na parasole za 15 tysięcy dolarów świadczy o tym, że Dennis Kozlowski był złym prezesem Tyco? Czy...
Czy fakt wydawania firmowych pieniędzy na zakup zasłony prysznicowej za 16 tysięcy dolarów lub stojaka na parasole za 15 tysięcy dolarów świadczy o tym, że Dennis Kozlowski był złym prezesem Tyco? Czy...
Czy fakt wydawania firmowych pieniędzy na zakup zasłony prysznicowej za 16 tysięcy dolarów lub stojaka na parasole za 15 tysięcy dolarów świadczy o tym, że Dennis Kozlowski był złym prezesem Tyco? Czy historia kariery Marthy Stewart staje się mniej pouczająca z powodu skorzystania przez nią z poufnych informacji przy sprzedaży akcji? Czy przywództwo powinno być równoznaczne ze spełnianiem wysokich standardów moralnych?
Do 1970 roku odpowiedź większości teoretyków przywództwa na tak postawione pytanie z pewnością brzmiałaby „nie”. Wystarczy przywołać nazwiska Hitlera, Stalina, Pol Pota czy Mao Tse-tunga – wielkich przywódców, ale z pewnością bardzo złych ludzi. Kapryśni, zbrodniczy, władczy, skorumpowani i źli liderzy bywają w rzeczywistości bardzo skuteczni i wcale nie są rzadkością. Wysoko cenił ich Machiavelli, natomiast amerykańska konstytucja broniła społeczeństwa przed nimi. Władza zawsze idzie ręka w rękę z korupcją… za wyjątkiem literatury poświęconej przywództwu w biznesie.
Gdy czyta się prace Toma Petersa, Jaya Congera, Johna Cottera i podobnych im autorów, liderzy – według słów Warrena Bennisa – jawią się w nich jako osoby tworzące wspólną wartość, elastyczne i prawe. Tak więc w świetle współczesnej literatury bycie przywódcą z definicji oznacza szlachetność postępowania.
A przecież przywództwo nie jest pojęciem o wydźwięku moralnym i najwyższy czas, żebyśmy przyjęli ten fakt do wiadomości. W istocie równie wiele możemy się nauczyć z tak zwanych negatywnych przykładów, jak i z o wiele mniej licznych przykładów pozytywnych, którym poświęca się dziś najwięcej miejsca.