"Jesteśmy i będziemy w parlamencie" - w przedwyborczy wieczór Janusz Piechociński był pewny miejsca w Sejmie. 24 godziny później był już poza polityką. - Zresetowałem mózg, zająłem się biznesem - mówi i podkreśla, że nie tęskni za wielką polityką. - Nawet organizm sportowca i grzybiarza nie wytrzymałby takiego tempa. Zawał, udar, wylew. Tak by się to dla mnie skończyło - mówi. Janusz Piechociński, były wicepremier i minister gospodarki wywiadzie dla WP money opowiada o zamiłowaniu do Twittera, szczuciu i walce z hejterami.
*Mateusz Ratajczak, WP Money: Jak wygląda życie na emeryturze? *
Janusz Piechociński: Na jakiej emeryturze?
Politycznej. Janusz Piechociński, były wicepremier, były minister gospodarki, były szef PSL, były polityk - tak pana przedstawię.
Polityczne powietrze zeszło ze mnie już w listopadzie i grudniu ubiegłego roku. Wyczyściłem mózg z polityki i przeszedłem do gospodarki. Nie ma do czego wracać.
To jak w takim razie wygląda teraz dzień nie premiera, nie ministra, a zwykłego pana Janusza?
Nie pracuję już 16 godzin na dobę. A przez ostatnie lata praca była wszystkim. W ostatnim roku wpadłem na dodatek na genialny pomysł, żeby wyjazdy zagraniczne do krajów arabskich organizować w piątek. Przez weekend szukaliśmy nowych rynków wraz z grupami przedsiębiorców, a w poniedziałek powrót. I znów byłem w ministerstwie. Nie mam wątpliwości, że to wszystko odbiło się na rodzinie, na zdrowiu.
Jedyna chwila oddechu to wyjścia do lasu przed 5 rano. O 6.30 BOR odbierał mnie z domu i wszyscy byli zdziwieni, że pełen kosz grzybów już dawno nazbierany. Ale w tym roku było gorzej. Sucho w lesie, marne zbiory.
A teraz?
Teraz pracuję po 12 godzin. Jestem pracolubny z natury, więc nie potrafię inaczej. Całym moim społecznym światem jest teraz Polsko-Azjatycka Izba Przemysłowo-Handlowa, gdzie jestem prezesem. Zawodowo wspieram polskie firmy w eksporcie do krajów azjatyckich.
Rozmowy z przedsiębiorcami, analiza zagranicznych rynków, szukanie okazji dla krajowych firm, wyjazdy zagraniczne. To w sumie codzienność. A wszystko zaczynam od śniadania, kawy, przeglądania najważniejszych giełd i walut. A później kilkanaście newsletterów od europejskich i światowych instytucji.
Ale chyba o czymś pan zapomniał.
O czym?
O Twitterze. Polski Twitter ma wiele gwiazd, a jedną z nich na pewno jest Janusz Piechociński.
Jestem starym belfrem, stąd to wszystko. Wciąż zdarza mi się chodzić na ukochaną uczelnię i wygłaszać za darmo wykłady. Ostatnio o głównych dylematach integracji, światowym handlu i transporcie.
Na Twitterze wykłady muszą być krótkie. Limit 140 znaków.
Mam prostą zasadę: dwa razy dziennie siadam przed komputerem i wrzucam wszystko to, co w ciągu dnia uznałem za ciekawe. Mam folder, w którym wszystko zbieram, a później wypuszczam w świat. Rano jest pierwsza porcja tweetów, przed snem kolejna. Jestem w tym konsekwentny, codziennie coś nowego, coś zaskakującego.
Ostatnio był wpis o najchętniej kupowanej czekoladzie w Polsce, później wpis o najgrubszej kobiecie świata. Już wiem, że to Egipcjanka i od dawna nie wychodzi z domu.
A dokładnie to waży 500 kilogramów i od 25 lat nie wychodzi z domu. To przez przypadek. Przeglądam portale związane z rolnictwem, handlem, i polskie i zagraniczne. I od czasu do czasu taki kwiatek się tam znajdzie. Nie mogłem tego nie tweetnąć dalej.
W tym zapędzeniu politycznym zapominamy często, że życie składa się z drobiazgów. I często nie przywiązujemy do nich wagi. A to błąd. To właśnie liczba ognisk ptasiej grypy - o której zdarza mi się pisać - decyduje o tym, czy najnowocześniejszy segment polskiego rolnictwa nie zakończy całego roku wielką klapą. Drobiazgi są decydujące.
Ale niektórzy z tych wpisów się śmieją.
Ludzie znają się na wszystkim. Na piłce nożnej, na siatkówce, na gospodarce, na rolnictwie, na prawie. Młode pokolenie chce mnie często złapać na jakiejś niewiedzy. I rzuca się do mnie młodzieniec, jeszcze z widocznym trądzikiem okresu dojrzewania, z pytaniami, czy ja w ogóle wiem, o czym piszę. Niektórzy pytają, czy już krowy wydoiłem, że się biorę za internet. Chętnie takim odpowiadam.
Janusz Piechociński odgryza się swoim hejterom?
Każdy ma prawo pisać to, co mu się podoba pod moimi tekstami. Do trzech razy różne takie hejterskie, prześmiewcze wpisy są wybaczone. Ale czasami zamienia się to w kopanie, a nie dyskutowanie.
I co wtedy?
Ban i na drzewo. Mam dobrą pamięć, więc pamiętam tych gagatków. Niektórzy myślą, że jak kryją się za pseudonimem, to mogą ot tak sobie strzelać do polityków. Piszę o cenie mąki - słyszę, że jestem złodziejem. Piszę o kontenerowcach, które czekają na załadunek - słyszę, że jestem złodziejem. Piszę o produkcji samochodów w Polsce - znowu to samo. I po trzecim takim razie nie ma zmiłuj, ban i nie rozmawiamy. A mogło być miło.
A z tym Twitterem nie jest trochę tak, że brakuje mediów? Słuchaczy, oglądających, po prostu uwagi.
Zupełnie nie. Było naprawdę dużo okazji do wywiadów w tym roku, ale ich unikam. Nie popieram medialnego komentowania poszczególnych działań następców, a często do tego te rozmowy się sprowadzają. I nie dlatego, że wierzę w solidarność ministrów gospodarki.
Nastały takie czasy, że każda wypowiedź byłego ministra nabiera zupełnie innej wagi, jest niemal obelgą, zarzutem. To ma sporą siłę rażenia i przekłada się chociażby na decyzje inwestycyjne w Polsce. Mało kto na to patrzy. Zdecydowanie bardziej wolę merytoryczne dyskusje, na uczelniach na przykład. Kilka tygodni temu ministrowie gospodarki spotkali się w Akademii Leona Koźmińskiego. I debatowaliśmy.
Byłem, słuchałem. Złośliwości też były i to wcale nie tak mało.
Różniliśmy się, to oczywiste. Cała dyskusja była jednak inna, z kulturą. Nawet największy złośliwiec nie szedł po ścianie.
Największy złośliwiec, czyli minister Jan Vincent Rostowski.
Nie jest tajemnicą, że minister Rostowski to jest jednak inny temperament. Z Rostowskim miałem wyjątkowo dużo napięć. On miał inne spojrzenie na gospodarkę, ja inne. To się zdarza. Kiedy przyszedł Mateusz Szczurek, to relacje na linii minister gospodarki - minister finansów stały się bardzo dobre. Takiego ministra finansów życzę każdemu.
To teraz na poważnie. Gdyby decyzje wyborcze potoczyły się zupełnie inaczej, gdyby wyborcy wam znów zaufali i gdyby Piechociński dalej sterował PSL, to...
To dziś pewnie by mnie już nie było.
Odszedłby pan w trakcie kadencji?
Odszedłbym tak definitywnie, z tego świata. Nie wytrzymałbym.
Ale czego? Tego, co się dzieje dziś w polskiej polityce?
Nie wytrzymałbym tempa życia, tempa polityki. Nawet organizm sportowca i grzybiarza tego by nie udźwignął. Jak trafiłem do szpitala po operacji, to politycy opozycji wykrzykiwali, gdzie ten Piechociński, gdzie on się ukrył. Więc zamiast odpoczywać dwa tygodnie, to po kilku dniach wyszedłem. I do pracy. Zawał, wylew, zator - tak widzę ewentualny kolejny rok takiej orki.
Czyli chyba nie ma u pana tęsknoty, żalu do polityki.
Tęsknoty nie ma, a żal... Chyba już w innych kategoriach.
To znaczy?
Jak można tak szybko psuć gospodarkę? I to nie przez ogromne tąpnięcia, nie przez światowe kryzysy, a samą otoczkę gospodarki. W sferze działań realnych w 2016 rząd PiS nie zrobił wiele złego. Ale otoczenie jest fatalne. Padły bardzo nieodpowiedzialne słowa, bardzo złe zapowiedzi. I zepsuło się to wszystko to, na co długo pracowaliśmy. Mieliśmy historycznie najwyższą opinię o polskiej przedsiębiorczości. Mieliśmy. To mnie boli.
Obóz PiS przygotowywał się długo do wygrania wyborów i przejęcia władzy. Miało być bez błędów, miało być skutecznie, miało być na miękko. Nie jest. Nawet z patriotyzmu gospodarczego wychodzi nacjonalizm.
Może za długo przygotowywali się do przejęcia władzy a nie rządzenia.
Na całym świecie szerzy się radykalizm społeczny. Łatwo kwestionować wszystko, uprawiać antysystemowość. Pierwsza myśl nowej władzy: trzeba wyrzucić wszystko, najlepiej spalić. A to oznacza bardzo proste myślenie o gospodarce, o przedsiębiorczości, o kraju. Niepokojące jest u nas, że niektórzy posłowie nie chcą się nauczyć odpowiedzialnego rządzenia. Chodzą tylko po korytarzach i rozmyślają, jakiego mema wrzucić do sieci, żeby zaistnieć. Gospodarka wymaga pracy. Mniej wielkich wizji, wielkich programów, mniej prezentacji, a więcej codziennej ciężkiej pracy.
Na świecie antysystemowość wprowadzają młodzi politycy, a u nas do głosu dochodzą starzy, którzy mają sobie coś do udowodnienia. Nie ma litości, jest zrzucanie się z pomników. Jarosław Kaczyński przeszedł w życiu wielkie chwile, ale zupełnie nie rozumie tego, co nadchodzi. Nie rozumie nowego świata. On jest mistrzem wojny konfliktu. Raz przedsiębiorcy są winni, raz samorządy. Wyciąga rękę na zgodę, a w drugiej trzyma kodeks karny. Z prędkością światła do Polski zbliżają się różne problemy, a starzy tego nie widzą. Wewnętrzna wojna w tym czasie to zły pomysł.
Ale wojna już w naszej polityce była. Gdy Piechociński był wicepremierem też.
Tak, ale miała zupełnie inny wymiar. 2014 rok, czyli 25-lecie wolności, był ostatnim korzystnym rokiem dla Polski i polskich spraw na świecie. Z każdym kolejnym jest coraz więcej wyzwań. Obok nas krwawi Ukraina, jest rosnący problem uchodźców, w Europie nasila się terroryzm, a to tylko część problemów.
A nie ma pan wrażenia, że Jarosław Kaczyński - ten mistrz wojny - zaprowadził sam siebie i swoją partię pod ścianę? Opozycja blokuje Sejm i będzie mogła to robić w kółko. Nieważne, czy posiedzenie zrobimy w tej czy innej sali. Straż ma wynosić protestujących posłów? Znamy te obrazki. Dla żadnej władzy nie są dobre.
Jarosław Kaczyński cały czas zastanawia się, czy nie chce przedterminowych wyborów.
Ale po co? Ma większość sejmową. Robi wszystko, na co tylko ma ochotę.
Jarosław Kaczyński to polityk, który chce przejść do historii. Bycie premierem i prezydentem go nie interesowało, bo wejście do annałów zapewnić może sobie tylko zmianą konstytucji. I nad tym rozmyśla. Chce być ojcem założycielem i twórcą nowej Polski.
I ta chęć sporo w ostatnim czasie namieszała. A jak na zamieszanie w Polsce reagują za granicą?
Fatalnie i to jest przykre. W wielu miejscach Europy i świata wydarzeń z Polski się po prostu nie rozumie. Ekipa rządząca zachowuje się jak pijany chodzący od ściany do ściany. I tak atakuje wszystkich od lewej do prawej.
Niemcy to tradycyjny przeciwnik, Francja jak się okazuje też nie jest przyjacielem. Nawet Włosi nie chcą z nami rozmawiać, bo nie ustępujemy o krok w kwestii uchodźców. Na koniec okazuje się, że w tym zrywie sojusznikiem jest tylko Viktor Orban. Ten sam, który w samym środku wprowadzania sankcji na Rosję, jedzie do Moskwy i przyjmuje pieniądze od Putina.
Wniosek - jesteśmy sami. Rząd grał z pozycji mocarstwa, bo liczył na to, że zintegruje Europę Środkową i Wschodnią. A w różnych sprawach pozostałe kraje grają jak im się podoba, a nie jak Beata Szydło każe.
To polityka, a ja pytam o coś bliżej ludzi. Jak reagują przedsiębiorcy?
Już dostawałem od rolników sygnały, że sprzedaż polskiego kurczaka czy jabłka nie idzie tak jak w poprzednich latach. Niektórzy w Niemczech słyszeli, że nikt nie chce naszego produktu, bo tam rządzą nacjonaliści. To są sygnały niedobre.
Naprawdę Niemiec nie chce polskiego jabłka, bo w telewizji usłyszał o Kaczyńskim?
Oczywiście, że tak.
Ale Mercedes nie bał się wejść do Polski.
Bo to nie są decyzje, które zapadają w ciągu miesiąca. Od dawna miał przygotowaną inwestycję. Ale mniejsze firmy, mniejszy kapitał tak nie zrobią. Znajdą w regionie inną przystań.
Nie zaskakuje pana czasami dysonans pomiędzy Morawieckim a Kaczyńskim? Morawiecki jeździ po przedsiębiorcach, rozmawia, a Kaczyński zarzuca im obronę "starego układu" i złośliwość.
Ale ten rząd specjalnie ma dwie twarze. Kaczyński daje twarz dla partyjnego betonu, Morawiecki dla przedsiębiorców. Z tą różnica, że Morawieckiego łatwo wymienić.
Ale to twórca gospodarczego programu Prawa i Sprawiedliwości.
Od dawna program odpowiedzialnego rozwoju jest jego autorskim pomysłem. To już nie jest "program PiS", a "program Morawieckiego". Czyli jak się nie powiedzie, to zrzuci się winę na Morawieckiego i go wyrzuci.
Mamy nowy rok. To może jakieś pozytywne życzenia dla rządu?
Znaczna część polskiej polityki nie umie nic innego niż tylko szczuć. Solidarnie powinniśmy się nauczyć innej drogi rywalizacji poprzez zdolność do współpracy - to takie moje główne życzenie na ten rok dla wszystkich. Polakom życzę więcej wiary w siebie i nadziei na lepsze jutro. Może dzisiaj jest trudno, ale wierzmy, że kolejny rok będzie lepszy. Nowy rok to nowe szanse. Dla aktywnych i kompetentnych to ogromna szansa. Dla skłóconych to będzie rok klęski. I to tyczy się też polityków. Bądźmy lepsi. Wszyscy. I Janusz Piechociński, i Jarosław Kaczyński mogą być lepsi. I powinni się tacy stawać.