Przed nowym prezesem PKP Cargo trudne wyzwanie. Spółka w ostatnich tygodniach zanotowała gwałtowny spadek na giełdzie, a jeszcze jego wybór nie wzbudził zaufania inwestorów. Nie sposób się im dziwić. Za Czesławem Warsewiczem ciągnie się szereg wypowiedzi, które stawiają go w fatalnym świetle.
"Gra o tron" w PKP Cargo trwała ponad pół roku. Przez ten czas spółką kierował jako pełniący obowiązki Krzysztof Mamiński, prezes PKP S.A. W pewnym momencie powiedział "dość" i trzy dni po jego rezygnacji rozstrzygnięto konkurs na prezesa. Ten sam, który w poprzednich miesiącach był przedłużany. Ostatecznie wygrał go Czesław Warsewicz. Według nieoficjalnych informacji miał pokonać Wojciecha Balczuna.
Giełda, na której notowana jest spółka, zareagowała na tę decyzję raczej negatywnie. W ciągu trzech godzin wartość PKP Cargo spadła o ponad złotówkę na każdej akcji. We wtorek oscylował w granicach 42,5 zł. Poprzedni rok dla Cargo był stosunkowo udany - zanotowano najlepszy wynik od 2012 r. Inwestorom nie podoba się jednak plan wyłożenia około miliarda złotych. Znaczna część pójdzie nie na zakup nowego taboru, ale modernizację i remonty obecnego.
W takiej sytuacji do spółki wchodzi Czesław Warsewicz, który będzie musiał odbudować zaufanie inwestorów do spółki. Niestety w środowisku kolejowym ciągnie się za nim nie najlepsza opinia, na którą "zapracował" własnymi słowami i "amnezją".
Menedżer wykształcony w stołecznej Szkole Głównej Handlowej już raz pracował w państwowej spółce kolejowej. Od 2006 do 2009 r. był prezesem PKP Intercity i to za jego prezesury i z jego podpisem powołano komisję przetargową, która miała rozstrzygnąć przetarg na zakup zespolonych zespołów trakcyjnych. Przetarg, który zakończył się zakupem Pendolino, ogłoszono w sierpniu 2008 r. Nie jest tajemnica, że Warsewicz był jednym z inicjatorów modernizacji taboru przewoźnika, a do swojego pomysłu przekonywał ministrów infrastruktury zarówno w rządach PiS jak i PO.
Jeszcze w 2009 r., gdy żegnał się z pracownikami, przekonywał, że "zakończenie z sukcesem i sfinansowanie w roku 2011 zakupu 20 najnowocześniejszych składów zespolonych" pomoże w rozwoju PKP Intercity. Tłumaczył także, że kolej może skutecznie konkurować z transportem lotniczym i samochodowym. Kilka lat później zmienił zdanie w obu sprawach.
W 2013 r. nazwał przetarg "kuriozalnym" i zasugerował, że przy zakupie mogła pojawić się łapówka. Rok później w rozmowie z portalem BiznesAlert przekonywał, iż "zakup Pendolino był od początku wątpliwy ekonomiczne i może przyczynić się do bankructwa PKP Intercity". W innej rozmowie twierdził, że jego zespół " od samego początku" wskazywał na problem oraz ryzyko utraty kilku miliardów złotych przez Skarb Państwa.
W tym samym roku, gdy Warsewicz zaczął krytykować zakup, wszedł w skład "technicznego rządu" Piotra Glińskiego. Rok później został członkiem Rady Programowej PiS. Wówczas publicznie przekonywał, że wydatek kilku miliardów złotych na zakup nowych pociągów i modernizację trasy nie było warte finalnego efektu, czyli skrócenia podróży do około 3 godzin na trasie Warszawa-Gdańsk. Mówił także o tym, że głównym polskim przewoźnikiem powinien zostać PLL LOT, a autostrady, poza drobnymi wyjątkami, powinny być darmowe dla ruchu pasażerskiego. Każdy z tych pomysłów podważał znaczenie komunikacji szynowej.
Część kolejarzy podważa także biznesowe przygotowanie nowego prezesa. To, że nie miał nigdy nic wspólnego z przewozami towarowymi, jest w tym wypadku zarzutem najmniejszego kalibru. O wiele ostrzej mówią, gdy są pytani o jego działalność między jedną a drugą prezesurą w państwowych spółkach. Warsewicz poświęcił się własnemu biznesowi - kierował firmą "Blue Ocean" Business Consulting. Nazwa nawiązywała do strategii "kreowania przez przedsiębiorstwo wolnej i niezagospodarowanej przestrzeni rynkowej". Zamiast tego wykonywała relatywnie niewielkie zlecenia przede wszystkim dla samorządów.
Ze strony internetowej dowiadujemy się, że w większości były to plany transportowe dla powiatów. Przygotowanie takiego dokumenty na rynku wyceniane jest na około 25 tys. zł, a praca uznawana jest za odtwórczą. Nieco bardziej skomplikowane były trzy plany stworzone dla województw. O żadnym wielkim biznesie nie może być mowy i dlatego też wielu kolejarzy ma poważne wątpliwości co do kompetencji nowego prezesa. Ich zdaniem o prezesie bardzo źle świadczy fakt, że po odejściu z fotela szefa PKP Intercity nie zatrudniła go żadna "prawdziwa firma". "To nie świadczy o nim najlepiej" - ten komentarz jest najdelikatniejszym i jedynym, który nadaje się do zacytowania.
Dla porównania Wojciech Balczun, jedyny kontrkandydat na fotel prezesa PKP Cargo, który przed laty kierował już PKP Intercity, a wcześniej odpowiadał za udane negocjacje ze związkowcami, którego Warsewicz pokonał w wyścigu o fotel. Jego kariera w wielu polskich państwowych spółkach zwieńczona ponad roczną przygodą w fotelu prezesa Kolei Ukraińskich wygląda znacznie bardziej okazale niż Warsiewicza. Ten ostatni przed pierwszym pojawieniem się w PKP Intercity był dyrektorem finansowym w spółce Rolimpex-Nasiona. Miał także uczestniczyć w kilku prywatyzacjach. Teraz stanie przed nim zadaniem kierowaniem firmą wartą niemal 2 mld zł.