Najpopularniejsza porównywarka w Polsce jest już zmęczona pozycją lidera w tym segmencie i zapowiada prawdziwą rewolucję. W wywiadzie dla Money.pl dyrektor generalny Ceneo.pl mówi też o zagrożeniach dla rynku e-commerce - _ Większym problemem niż dominująca pozycja Google jest to, że jakiś dobrze doinwestowany startup z Chin może wywrócić do góry nogami cały biznes w sieci _ - mówi Marcin Łachajczyk.
Money.pl: Z projektu realizowanego po godzinach powstał biznes, który w 10 rocznicę istnienia zatrudnia teraz...
Marcin Łachajczyk, dyrektor generalny Ceneo.pl: 150 osób. W całym polskim e-commerce jesteśmy już graczem numer dwa. Nie ścigamy się już tylko z innymi porównywarkami. Zaczynamy myśleć o przyszłości w zupełnie innych, nowych obszarach tego sektora.
Sugeruje pan, że nie należy już Ceneo porównywać ze Skąpcem, albo Nokautem jak ciągle jeszcze to czynimy?
Nie chcemy już szukać na siłę parametrów, w których możemy ich prześcignąć. Bardziej skupiamy się na kreowaniu własnego modelu i miejsca w e-commerce. Wyzwań dostarcza nam teraz otoczenie biznesowe i to co dzieje się w całym sektorze, a nie tylko to, co robią inne porównywarki cen.
Wyzwaniem jest też rynek pracy IT. Jak Ceneo radzi sobie z zatrudnianiem i oczywistym deficytem takich pracowników na rynku?
Ludzie to nasz największy kapitał i nie chodzi tu tylko o to, by pozyskiwać najlepszych, ale by we właściwy sposób ich dobrać, aby tworzyli znakomity zespół. Zawsze myślę o pracownikach w perspektywie długoterminowej, chciałbym mieć takich, którzy widzą się w Ceneo do przysłowiowej emerytury i chcą zbudować coś trwałego, a nie _ skakać _ między firmami.
Tylko, że w IT to skakanie jest bardzo popularne. Można szukać ideału, przebierać w najlepszych propozycjach.
Jeżeli myślimy tylko w kategoriach wysokości wynagrodzenia, to takie zachowanie jest zrozumiałe. Jeśli jednak interesują nas ciekawe wyzwania zawodowe, najnowsze rozwiązania i technologie, to już nie jest takie oczywiste. Oczekuję, że tacy ludzie potrafią odpowiedzieć na pytanie, czego chcą się nauczyć, co zbudować, stworzyć.
Gramy w pierwszej lidze, dlatego nasi pracownicy mogą się tu realizować w tworzeniu czegoś zupełnie nowego i na najwyższym technologicznym poziomie. Nie robimy niczego, co można łatwo skopiować, częściej jest to coś, co trzeba odkryć, zrozumieć i potem dopiero zrealizować. Myślę, że to trudne, ale i fascynujące.
Ważne jest też patrzenie na pracowników, jak na rodzinę. Wiem, że w odniesieniu do korporacji brzmi to jak marketingowo-sprzedażowy banał. Dla mnie to jednak nie jest tylko pusta formułka. Jako firma, bierzemy odpowiedzialność za rozwój i edukację naszych ludzi, uczymy ich, że w naszej branży nie można stać w miejscu.
Sprawdza się? Jak duża jest rotacja?
Nie mamy takiego problemu. Z naszej firmy odchodzi średnio kilka osób rocznie. W większości są to sytuacje życiowe, choć oczywiście zdarzają się osoby, które szukają wyzwań w innej firmie lub branży.
A kiedy rozwój wymusza potrzebę zatrudnienia kolejnych pracowników?
Branża e-commerce cały czas się zmienia, i to w naturalny sposób wymusza tworzenie nowych miejsc pracy. Rekrutujemy przez cały rok. Zawsze na początku szukamy kandydatów wewnątrz Ceneo. Wśród nas mamy sporą grupę ludzi, którzy zaczynali na przykład w marketingu, a potem stali się znakomitymi programistami, mamy handlowców, którzy są dziś menadżerami produktów itd.
Staramy się tworzyć środowisko, gdzie ludzie jeśli tylko chcą, mogą zacząć robić zupełnie nowe rzeczy. Oczywiście szukamy też na zewnątrz, zarówno wśród specjalistów, jak i absolwentów. Jesteśmy bardzo aktywni na uczelniach, targach pracy i w kuźniach kadr.
Chciałem zapytać o koszty tego sukcesu, czyli o wyniki finansowe.
Pod tym względem w ciągu trzech ostatnich lat firma urosła czterokrotnie. Uważam to za spektakularny sukces, a ostatni rok to już przysłowiowy _ efekt kuli śnieżnej _ - widać, że rozpędzamy się coraz bardziej i bardziej.
Mogę powiedzieć, że dziś generujemy 15 - 20 procent transakcji w sklepach internetowych w Polsce. Kwot niestety nie mogę podać, ale rośniemy kilka razy szybciej niż cały rynek.
Zyski również rosną w takim tempie?
W tym obszarze, w ostatnich latach też notujemy kilkukrotny wzrost. Jest naprawdę bardzo dobrze (śmiech). Wynika to z tego, że sukcesywnie odchodzimy od modelu prostej porównywarki cen, której zadaniem jest tylko pomoc kupującemu przy wyborze optymalnej oferty. Nasze cele są dziś zupełnie inne - w skrócie myślę, że w przyszłości będziemy miejscem, w którym się kupuje, a nie tylko szuka informacji. .
To reakcja na zmiany na rynku? Usługa wyszukiwania w sieci produktów najkorzystniejszych cenowo wciąż jest bardzo popularna - korzysta z niej ponad 1/3 internautów - jednak badania firmy Gemius pokazują, że rok do roku popyt na tę usługę spadł o prawie 10 procent.
Sytuacji konkurencji nie oceniamy. Jeśli chodzi o Ceneo.pl, to według naszych danych za Google Analitics notujemy wzrost rok do roku średnio o około 10% jeśli chodzi o liczbę użytkowników, z uwzględnieniem tego, że jeden użytkownik korzysta z wielu urządzeń. Dochodzi do tego jeszcze bezpośredni ruch z aplikacji mobilnych. Rośnie też liczba konwersji do sklepów z naszego serwisu, a także nasze przychody.
Również w raportach Megapanel PBI/Gemius oraz Similar Web, Ceneo.pl notuje wzrost rok do roku. Ostatecznie liczy się suma wygenerowanej sprzedaży i liczba transakcji. Naszym celem nie jest duży ruch, tylko by był on skuteczny sprzedażowo.
Kluczowe jest reagowanie na potrzeby, a na rynku internetowym te potrzeby zmieniają się, jak to ktoś wyliczył, pięć razy szybciej niż na tradycyjnym, i musimy na to reagować. Dlatego obecnie kluczowy jest dla nas rozwój mobilnych aplikacji i usługi _ Kup na Ceneo _ umożliwiającej bezpośrednie zakupy w naszym serwisie.
Tyle, że wszystkich funkcjonalności nie da się po prostu przenieść z komputera na telefon, czy tablet.
Oczywiście, ale nikt nie mówi, że tak ma być. Mobilność oznacza zupełnie nowe możliwości. W biznesie internetowym niezwykle ważnym czynnikiem jest czas. Użytkownicy zawsze będą chcieli skrócić proces zakupu danego produktu. Dlatego jestem przekonany, że połączenie mobilności z ograniczeniem do minimum formalności, przyniesie nam sukces.
Na urządzeniach mobilnych wszystko funkcjonuje zupełnie inaczej. Żaden użytkownik nie oczekuje tego samego, co widzi na komputerze osobistym. Podczas używania telefonu czy tabletu pojawiają się zupełnie nowe potrzeby: wszystko musi się odbyć w ramach jednej aplikacji i do tego zmierzamy.
Problem z tworzeniem takich aplikacji jest zawsze podobny. Jeżeli klient nie polubi i w lot nie zrozumie jak to działa, to nie będzie korzystał.
Wygoda i przyjemność z używania narzędzia jest kluczowa i na tym się skupiamy. Nikt nie lubi zagłębiać się w czytanie instrukcji, szukanie pomocy, to rzeczywiści musi działać bardzo intuicyjnie i pozwolić na szybkie przeprowadzenie transakcji bezpośrednio z telefonu.
Po wprowadzeniu _ Kup w Ceneo _ dało się zauważyć wzrost korzystania z serwisu z tego właśnie kierunku?
Zdecydowanie widać to w naszych analizach – przyrost jest znaczący.
Próbowałem tej usługi, ale zauważyłem, że niewiele sklepów chce tak sprzedawać.
Większość głównych graczy na rynku już jest dostępna w naszym koszyku, ale rzeczywiście to na razie 15 procent wszystkich dokonywanych zakupów. Już 6 milionów produktów z 8, które można u nas kupić, jest dostępna tą drogą.
Pamiętajmy też, że promujemy tę usługę wśród sklepów i użytkowników dopiero od kwietnia – a więc niecały rok. Wcześniej była dostępna w wybranych kategoriach, ale jej nie rozwijaliśmy.
Jakie przewiduje pan tempo wzrostu: teraz 15 procent transakcji, a za rok?
Od wspomnianego kwietnia zanotowaliśmy dziesięciokrotny wzrost, oczywiście trzeba wziąć pod uwagę świąteczne zakupy i skromność wyjściowej bazy, ale liczę na duża dynamikę i rosnącą bazę sklepów.
Łatwo przekonać sprzedawców do tego, że to wspólny interes?
Na początku rzeczywiście współpracujące z nami sklepy obawiały się, że zamienimy ich w swoje magazyny, ale oczywiście nie jest to naszym celem. Teraz już wyraźnie widzą, że wszyscy na tym zyskują, włącznie z końcowym użytkownikiem, który ma po prostu krótszą drogę od pomysłu do zakupu. Dla sklepu korzystanie z tego rozwiązania też nie jest bardziej kosztowne, niż standardowa forma współpracy z Ceneo.
Sklepy jednak ryzykują utratą rozpoznawalności marki. W oczach klienta, może to trochę wyglądać tak, że kupiło się na Ceneo, a nie w jakimś znanym sklepie.
Cała transakcja zawierana jest ze sklepem, nie ma takiej możliwości, by użytkownik mógł pomyśleć, że kupuje u nas. Na każdym kroku jest bombardowany tą informacją gdzie kupuje, gdzie ewentualnie może produkt reklamować. Także nie może być tu mowy o próbie marginalizowania rzeczywistego dostawcy.
Ile na tym zarabia serwis? Jak wygląda system prowizyjny?
Mogę jedynie powiedzieć, że dostarczamy najlepiej konwertujący ruch, czyli odsetek osób, które trafiły przez nasz serwis do sklepu i dokonały faktycznych zakupów. W porównaniu z naszą konkurencją, jesteśmy też najtańszym źródłem tego ruchu. Więcej niestety nie mogę powiedzieć (śmiech)
Jesteście wspólnie z Allegro w jednej grupie. Przy wygodzie zakupów z poziomu Pana porównywarki zaczynacie ze sobą w oczywisty sposób konkurować, proponując niemal to samo. Allegro też z serwisu aukcyjnego zmieniło się w sprzedażowy, bo obecnie ponad 80 procent transakcji odbywa się przez _ kup teraz _.
Funkcjonujemy na tym rynku już na tyle długo w jednej grupie, że wyrobiliśmy sobie formy współpracy, które sprawiają, że jesteśmy partnerami. Ponadto oba biznesy cały czas rosną i mimo podobieństw są przecież jednak ciągle zupełnie różne.
Unia Europejska badała ostatnio wpływ dominującej roli Google na nasz rynek. Pan, jako człowiek który na pewno pamięta sytuację sprzed dwóch lat, kiedy zupełnie zniknęliście z wyników tej wyszukiwarki, jakie ma zdanie na ten temat?
Dobrze jest, że Bruksela zastanawia się nad różnymi regulacjami w tym obszarze, ale należy też sobie zadać pytanie, po co to się robi, jakie mogą być skutki takich zmian. Mamy przykłady na to, że duże firmy spoza UE nie za bardzo przejmują się karami i radzą sobie z ich płaceniem. Możemy sobie tutaj u nas tupać, krzyczeć, a oni dalej robią swoje.
Po drugie, za bardzo zastanawiamy się nad tym jak to regulować wewnętrznie, jakby zapominając o tym, że internet jest transgraniczny. Moim zdaniem większym problemem jest to, że jakiś dobrze doinwestowany startup z Chin może wywrócić do góry nogami cały biznes w sieci.
Nieprzemyślane działania w tym obszarze mogą bardzo zaszkodzić. Pamiętać należy, że z usługami Google spotykamy się wszędzie i na co dzień. Oczywiście można się bać tej potęgi, ale z tym bym nie przesadzał.
A propos nieprzemyślanych działań i regulacji. Po krajowym rejestrze dłużników pojawił się teraz rejestr nierzetelnych kupujących. Mówię o KRAP24, w którym sklepy internetowe sprawdzić mogą pod jakie adresy nie warto nic wysyłać, bo z duża dozą prawdopodobieństwa taka przesyłka wróci. To potrzebna inicjatywa?
Pomysł jest ciekawy, ale diabeł tkwi w szczegółach. Pierwsza wątpliwość dotyczy identyfikacji takiego użytkownika. Jeżeli kluczowy ma być tu adres, to przecież można zamówić dostawę pod adres firmy, kolegi, mamy. Po drugie jest obawa, że niektóre sklepy będą chciały wykorzystać to narzędzie do nękania klientów, którzy słusznie dochodzili swoich praw zwracając towar, albo go nie przyjmując. Jest to skomplikowana sprawa i weryfikacja jest tu bardzo trudna.
Bliżej mi do filozofii takich sprzedawców jak Zalando. Jeżeli ktoś chce zwracać, niech zwraca. Więcej będę miał klientów zadowolonych niż takich, którzy będą kombinować.
Dłuższy termin na zwrot towarów, szczegółowe informacje o całkowitej cenie, pełniejsze uregulowanie kwestii zwrotu za przesyłkę. To część zmian w prawie konsumenckim, które ostatnio weszły w życie. Tyle, że nadal według różnych badań połowa Polaków nie ma do takich zakupów zaufania. Po 25 grudnia 2014 roku coś się decydująco zmieni w tych statystykach?
Internet staje się rynkiem kupującego i bardzo dobrze, że tak się dzieje. Pewne standardy obsługi musiały ulec zmianie. Nie spodziewałbym się jednak jakiegoś porażającego efektu i znaczących wzrostów sprzedaży wynikających z wprowadzenia nowego prawa.
We wrześniu przeprowadziliście badania na ten temat i okazało się, że około 40 procent właścicieli sklepów mocno obawia się negatywnego wpływu tych przepisów na swój biznes.
To było kilka miesięcy przed wejściem w życie nowych regulacji. Rzeczywiście sklepy miały dużo do zrobienia, a my, czując odpowiedzialność za rynek, chcieliśmy poznać ich opinię, i uczulić na wagę sytuacji. Pamiętajmy, że najbardziej rozwinięty rynek amerykański daje jeszcze większe prawa konsumentom i nie doprowadziło to do żadnej zapaści - wręcz przeciwnie. Zatem im więcej stosować będziemy rozwiązań pro konsumenckich, tym lepiej dla wszystkich.
Skoro mówimy o Stanach Zjednoczonych to na pewno wie pan, że Google ma tam jeszcze jedną zakładkę. Obok map, grafiki, wideo, wiadomości są jeszcze sklepy. Być może w polskiej wersji również wkrótce pojawi się ta opcja, która w oczywisty sposób może być zagrożeniem dla Ceneo. Spełnia funkcje porównywarki cen, z Googla korzystamy bez przerwy, a sam Pan powiedział, ze im prościej tym lepiej.
Nie wiem kiedy Google Shopping może pojawić się w Polsce. W innych europejskich krajach, gdzie już to działa, nie spowodowało to jakiejś znaczącej rewolucji. Poza tym liczę na to, że wygramy z tą usługą dzięki zaufaniu naszych klientów i szerszemu wachlarzowi funkcjonalności, które proponujemy. Zawartość dotycząca opisu produktu, opinii, poleceń innych kupujących jest naszą przewagą.
Chyba, że zaproponują coś bardziej rozbudowanego i zbliżonego do pana obecnej oferty.
Poradzimy sobie. Jeżeli tylko Google Shopping pojawi się w Polsce, podejmiemy wyzwanie. Największą wartością jest umiejętność do adaptowania się w zmieniającym się środowisku biznesowym, nie ma się co obrażać na konkurencję , trzeba po prostu umieć znaleźć swoje miejsce i zbudować swoje rynkowe przewagi.
Czytaj więcej w Money.pl