Po latach walki najgłośniejszy bój polskich konsumentów z bankiem zakończył się wiosną tego roku. Sąd apelacyjny odrzucił odwołanie mBanku i podtrzymał wyrok mówiący, że na skutek niedozwolonej klauzuli raty kredytów były zawyżane. W rozmowie z Manager.Money.pl Cezary Stypułkowski prezes mBanku przekonuje, że to sprawa niezwykle istotna stąd mimo strat wizerunkowych zarządzana przez niego instytucja wniosła o kasację wyroku. -_ Banki nie miały wtedy żadnych instrumentów dostępu do franka szwajcarskiego, a jednak dały klientom dobry produkt, i to nawet na 30 lat. mBank nie mógł jednak zafiksować oprocentowania na 30 lat i przez ten czas drżeć, co się wydarzy - _dodaje prezes Stypułkowski.
Manager.Money.pl: Pozyskiwanie nowych klientów detalicznych przy takiej ostrej * *konkurencji j *est teraz niezwykle trudne. Na co banki jeszcze mogą się ścigać? Wydaje się, że cały oręż już uczestniczy w tym boju z dopłacaniem do nowo otwartego konta również. Z oprocentowaniem lokat za bardzo poszaleć nie można przy tak niskiej stopie ustalanej przez RPP. *
Cezary Stypułkowski prezes zarządu i dyrektor generalny mBanku: My nie jesteśmy bankiem depozytowym, tak jak np. ING. My jesteśmy bankiem transakcyjnym. Nasz przekaz jest bardzo prosty: _ Masz płatności, chcesz je zrealizować wygodnie, szybko i bezpiecznie, to przyjdź do nas. _
Ale też przecież mieliście znaczący udział w największej na razie w historii akcji kredytowej sprzed 6-8 lat.
Tak. Tylko ja mówię o akcencie, że jesteśmy przede wszystkim transakcyjni. Oczywiście wokół tego budujemy również inne produkty. Mamy przecież kilkadziesiąt miliardów depozytów, jesteśmy też trzecim bankiem kredytowym w Polsce, ale jak Pan słusznie zauważył, jest to w znacznej mierze portfel historyczny i dopiero w tym roku, jeśli chodzi o nową sprzedaż, zbliżamy się do poziomów z roku 2006-2007.
Wpływ na to ma m.in. podjęta przez nas decyzji o finansowaniu produktów hipotecznych w oparciu o listy zastawne. Dzięki niej zyskujemy długofalowe źródło finansowania kredytów, a co za tym idzie możliwość zwiększenia akcji kredytowej. Zbudowana przez nas infrastruktura, wyprzedza w tym zakresie konkurencję o co najmniej półtora roku.
Listy zastawne są teraz jedynym sposobem na finansowanie akcji kredytowej? Należy się spodziewać, że cały sektor będzie z tego instrumentu korzystał?
Zdecydowanie tak. To jest nieuniknione. Ktoś, kto wierzy, że trzymiesięcznym depozytem można finansować 30-letnią hipotekę, moim zdaniem nie jest poważny. Z tego też względu kiedy tylko przyszedłem do banku, niemal od razu ograniczyłem emisję kredytu hipotecznego. Powiedziałem wtedy bardzo wyraźnie, że jeśli nie stworzymy trwałego źródła finansowania długoterminowego, to nie będziemy konkurencyjni.
Dziś, wychodząc na rynek międzynarodowy w celu pozyskania finansowania, płacimy za listy zastawne w granicach 150-200 punktów powyżej stawki referencyjnej. Zatem listy zastawne są niezbędnym elementem całej układanki i niewątpliwie wiążemy z nimi przyszłość. W tym roku wyemitowaliśmy już listy o wartości ponad 700 milionów zł, a pewnie do grudnia kwota ta wzrośnie do miliarda złotych.
Ta przewaga nad innymi, to przede wszystkim know-how, znajomość rynku? Czy coś zupełnie innego miał Pan na myśli?
Zdecydowanie know-how. Przebudowaliśmy strukturę pomiędzy bankiem uniwersalnym, a hipotecznym. Ten pierwszy oferuje hipoteki, które potem księgowane są w hipotecznym i na tej podstawie emitujemy listy zastawne. W Polsce obecnie są tylko dwa banki, które posiadają w grupie swoje banki hipoteczne, tym drugim jest Bank Pekao. Jednak my jako pierwsi powiązaliśmy tak mocno obie te instytucje.
W stawianiu akcentów mówi Pan o tym, że mBank zdecydowanie jest tym, który specjalizuje się w transakcjach, a tu akurat widać widoczny wzrost wyniku finansowego na opłatach i prowizjach, i to nie taki mały, bo 16,9 procent rok do roku. Dla instytucji to znakomita informacja, nieco gorzej odczytują te dane klienci, którzy po prostu coraz więcej muszą płacić za usługi, które też i czasami do tej pory były darmowe.
Trzeba na to patrzeć nieco inaczej. Wciąż oferujemy rachunek bez opłat. Choć oczywiście bardziej zwracamy teraz uwagę na to, by klient jeszcze coś na koncie robił - od dłuższego czasu tabela prowizyjna jest skonstruowana w taki sposób, by zachęcać do większej aktywności.
Jesteśmy biznesem, ale pamiętamy, że istotne jest, by klient dobrze się u nas czuł. Proszę uwierzyć, to nie jest tania propaganda. Konsekwencją utracenia tej atrakcyjności będzie po prostu odpływ klientów, a w raz z nim, spadek liczby transakcji. Zatem musimy tak kalibrować naszą ofertę, żeby klient był zadowolony, a my żebyśmy coś zarobili. Ten akcent na transakcyjność związany jest też z przewidywaniem, że nasi klienci będą robić coraz więcej transakcji.
To już się dzieje - przyrastamy bowiem nie tylko pod względem liczby aktywnych klientów, ale też liczby wykonywanych przez nich transakcji. Zdecydowanie po naszej stronie jest też wspomniana już demografia. Młodzi ludzie mają zazwyczaj kilka płatności, ale wraz z wchodzeniem w dorosłe życie i wzrostem ich przychodów, zwiększa się też ich aktywność w banku.
*Skoro o tym mowa. Osiągniecie zapowiadanego zysku netto na poziomie 1,3 mld zł będzie możliwe? Inwestorzy są tu mniej optymistyczni. Indeks WIG-Banki jest najniższy od września ubiegłego roku. Do tego wszystkiego jest jeszcze pytanie o spadek oprocentowania. *
Wydaje mi się, że wynik 1,3 miliarda zł na koniec roku jest w zasięgu obecnych możliwości.. Z całą pewnością spodziewany, dalszy spadek oprocentowania, może nam trochę sytuację skomplikować, ale ostatecznie gdzieś wokół tej wielkości będziemy oscylować.
Trochę może go jednak uszczuplić przegrany proces. Z perspektywy czasu ocenia Pan, że warto było wchodzić w spór z nabitymi w mBank? Złożyliście kasację od wyroku w sprawie pozwu zbiorowego, ale tracicie na tym wizerunkowo.
Trudno jest mi odnosić się do początków tego sporu. Swoje źródła ma on w 2009 roku i być może już wtedy trzeba było go zakończyć. Gdy pojawiłem się w banku, było już na to za późno. Jako prawnik z wykształcenia, muszę też przyznać, że jest to precedensowa sprawa z daleko idącymi konsekwencjami dla sposobu w jaki banki mogą prowadzić biznes. W moim odczuciu sprawa ta powinna być porządnie rozstrzygnięta, bo będzie miała znaczący wpływ na rynek i pozwy zbiorowe w ogóle.
Być może powiem coś, co wielu się nie spodoba, ale jednak uważam, że sąd poszedł w pewnym stopniu _ na łatwiznę _, stwierdzając, że klauzula używana przez nas do 2006 roku jest abuzywna, czyli niedozwolona.
Prawdopodobnie w kategorii dzisiejszych ocen ten pogląd można nawet w jakimś stopniu bronić. Tyle, że banki nie miały wtedy żadnych instrumentów dostępu do franka szwajcarskiego, a jednak dały klientom dobry produkt, i to nawet na 30 lat. mBank nie mógł jednak zafiksować oprocentowania na 30 lat i przez ten czas drżeć, co się wydarzy. Dlatego ta klauzula została tak zapisana.
Czyli poniekąd obie strony mają trochę racji? Tyle, że w sporze przed sądem musi zapaść wyrok i na razie on nie jest dla Pana korzystny.
Pierwotnie skarżący podnosili, że my nienależycie wykonywaliśmy zapisy umowy i ten aspekt jeszcze rozumiałem. Dlatego podjęliśmy działania mające na celu wyjaśnienie, jak dochodziliśmy do naszych decyzji w tamtych latach i jak to wyliczaliśmy. Wykazaliśmy, że były nawet takie momenty, gdzie prawie nie zarabialiśmy na tym produkcie. Do dziś zresztą jest to portfel najmniej dochodowy. W okresie turbulencji roku 2008 i 2009 byłem w Londynie i widziałem, że LIBOR nie był żadną referencją - zresztą ludzie idą teraz do więzienia za manipulowanie tą stopą.
Potem skarżący zorientowali się, że ta droga może być dla nich niekorzystna i skupili się nie na niewłaściwym wykonywaniu klauzuli przez nas lecz wskazując na jej abuzywność. Wtedy pojawiła się sytuacja, w której sąd już nie chciał się zajmować tym, czy rzeczywiście dobrze wykonywaliśmy zapisy umowy i wolał pójść w kierunku czystego formalizmu. A co za tym idzie po prostu przeanalizować słowa, ich znaczenie i stwierdzić, że klauzula była niedozwolona.
Rozmowa została przeprowadzona podczas XXIV Forum Ekonomicznego w Krynicy
Poza tym sąd nie dał nam też żadnej wskazówki, jak mamy z tego wybrnąć, czyli jak ostatecznie taki zapis powinien brzmieć. Jeśli zafiksowalibyśmy stopę oprocentowania na poziomie z 2006 roku, to dziś klienci płaciliby więcej niż płacą, a bank zobaczyłby to w wyniku finansowym, ale przecież nie o to chodzi. Liczę, że Sąd Najwyższy da w tym zakresie jasne wskazania. Proste unikające wejścia w istotę problemu orzeczenie, że zapis klauzuli w kilka lat po jej podpisaniu przez strony jest nieskuteczny i niedozwolony, w mojej ocenie nie wystarcza i nie pomaga obrotowi cywilno-prawnemu.
Ale ostatecznie zgadza się Pan, że była niedozwolona?
Literalnie nie, ale rozumiem linie argumentacji i ona po części do mnie trafia. Tylko że uznanie klauzuli za niedozwoloną ma daleko idące konsekwencje.
Nadal uważa Pan, że nie doszło do naruszenia interesów konsumenta?
Tak nie mogę powiedzieć, bo sąd uznał, że jednak naruszenie było. Nie mam poczucia, będąc wtedy przecież poza bankiem, że zdecydowanie została tu wykorzystana pozycja banku. mBank najprawdopodobniej był trochę zagubiony, jak stosować ten instrument w okolicznościach kompletnej zmiany dynamiki rynku.
Czytaj więcej w Money.pl