Od lewej: Michał Piasecki, Mikołaj Molenda, Benjamin Kuna, Jacek Majewski, Hanna Kokczyńska, źródło: archiwum własne
- W taki sposób będziemy kupować meble w przyszłości - mówią nam Benjamin Kuna i Mikołaj Molenda, współtwórcy aplikacji Tylko. - Zawsze na początku wszyscy mówią, że "tego nie da się sprzedać tylko i wyłącznie przez internet", po czym po paru latach pięćdziesiąt procent rynku to właśnie sprzedaż tego typu.
Joanna Skrzypiec, money.pl: Załóżmy, że chcę sobie sama zaprojektować własną przestrzeń w domu, jak to zrobić? Krok po kroku?
Ściągasz aplikację, tworzysz mebel w aplikacji czyli dostosowujesz projekt do własnych potrzeb i wymiarów, i drukujesz kartkę papieru, jeśli chcesz zobaczyć mebel we własnej przestrzeni bez potrzeby opuszczania domu, jechania do jakiegoś sklepu czy dotykania go. Następnie kładziesz tę kartkę w miejscu, w którym docelowo miałby stać mebel, klikasz guzik w aplikacji uwalniający "rozszerzoną rzeczywistość" i celując w kartkę papieru na podłodze widzisz ten mebel w skali jeden do jednego , dokładnie tak jak on będzie wyglądał później w twoim domu.
Rozszerzona rzeczywistość? Wyjaśnijcie o co chodzi.
Działa w ten sposób, że do obrazu, który rejestruje kamera, możemy dodać dodatkową wartość w postaci modelu 3D - to jest bardzo prosta definicja. Wzbogacamy otaczającą nas rzeczywistość o wirtualne treści.
To jest technologia, która ma już długą historię, rozwija się od kilkunastu lat, ale taki prawdziwy boom nastąpił parę lat temu i teraz już widzimy w globalnej ekonomii, że będzie to technologia naszej przyszłości. W ciągu ostatnich dwóch lat zarówno Microsoft jak i Google zakupiły wszystkie możliwe firmy związane z rozszerzoną rzeczywistością. Ta technologia będzie za chwilę pomagała nam we wszystkich naszych codziennych sprawach.
Z jakich projektów dzięki Tylko możemy skorzystać?
To nie jest tak, że dajemy ludziom narzędzia, z których mogą stworzyć cokolwiek, ludzie nie są designerami. Dajemy więc narzędzia, dzięki którym mogą nawiązać współpracę z projektantem, designerem. To on tworzy projekt procesu i paletę rozwiązań, z których klient może wybrać swoją, pasującą mu do własnych potrzeb funkcjonalnych czy estetycznych odczuć.
Kiedy mówicie "designer", to kogo konkretnie macie na myśli?
Yves Behar - to jest projektant naszego stołu. Może mniej znany w Europie, ale wymieniany przez "Forbesa" jako jeden z najbardziej wpływowych designerów na świecie w tej chwili. On jest także członkiem naszej rady nadzorczej, inwestorem i bardzo mocnym ambasadorem koncepcji Tylko.
Jak wam się udało go pozyskać?
Spotkaliśmy go w czasie Launch Festival w San Francisco w lutym ubiegłego roku i zaczepiliśmy.
To było takie proste?
O wiele prostsze z tą aplikacją, którą już mieliśmy, to było właśnie te znaczące pięć minut. Następnego dnia byliśmy u niego w pracowni, zaprosił nas żebyśmy się spotkali, opowiedzieli o tym, co robimy i tak od słowa do słowa zawiązała się współpraca. Myślę, że poczuł potencjał, zwłaszcza że jest osobą, która sama w pewnym stopniu dyktuje trendy łączące innowacje w designie z technologią.
Dzięki Tylko możemy zaprojektować przestrzeń, ale możemy też te meble kupić. Jakie to są koszty? Na jakiej półce się lokujecie?
To nie są koszty Ikei choćby dlatego, że stosujemy materiały o wiele wyższej jakości. Jesteśmy w miejscu pomiędzy meblami masowo produkowanymi i dostępnymi, a meblami designerskimi.
Ludzie narzekają, że wasze produkty są za drogie. Za co zapłacę kupując wasze meble? Za projekt?
Przede wszystkim za materiały, których używamy i które często importujemy między innymi z Finlandii. To materiały najwyższej jakości. Porównując nasze meble z firmami designerskimi - jesteśmy często kilkukrotnie tańsi.
A nie boicie się, że ten pomysł i sama aplikacja są zbyt hermetyczne? Dla pasjonatów designu i urządzania przestrzeni? Że nie dotrzecie z nią do szerszego odbiorcy?
Wszystkie rzeczy pojawiające się po raz pierwszy na rynku wymagają przetrawienia i czasu, ale to jest logiczny i naturalny sposób, w jaki będziemy kupowali meble w przyszłości.
Dobrym przykładem jest to, co stało się z modą i jej sprzedażą online. Pięć lat temu nie pomyślelibyśmy, że będziemy kupować ubrania w ten sposób, wiele osób powiedziałoby, że trzeba je przymierzyć, a w tej chwili penetracja rynku ubrań online w Wielkiej Brytanii sięga ponad 50 procent.
Tyle że ubrania kupujemy częściej niż meble i zazwyczaj są tańsze.
No tak, ale mamy też już indywidualizowane buty i one mogą być droższe czy produkty z różnych branż przechodzące do online. Zawsze na początku wszyscy mówią, że tego nie da się sprzedać tylko i wyłącznie przez internet, po czym po paru latach pięćdziesiąt procent rynku to właśnie sprzedaż tego typu. W tym momencie sprzedaż online na rynku mebli to jest rząd pięciu procent, wystarczy to przesunąć o parę punktów procentowych i trafimy do większej liczby ludzi.
Sprzedajecie nie tylko w Polsce...
Głównie w Niemczech i w Wielkiej Brytanii. Również w Austrii. W bardzo niedługim czasie będziemy dostępni w całej Europie.
To dlatego nie macie strony w języku polskim?
W Polsce też sprzedajemy, mamy zaskakująco dużo zamówień i mamy nadzieję, że w momencie publikacji naszej rozmowy strona po polsku będzie już działała.
Powiedzcie więcej o finansowaniu. "Tylko pozyskało półtora miliona dolarów finansowania od zagranicznych inwestorów" - takie zdanie można było znaleźć w sieci już kilka miesięcy temu.
Zależało nam na inwestorach, którzy nie tylko udzielą nam finansowego wsparcia, ale również wesprą nas swoją wiedzą.
Pukaliście też do polskich drzwi?
Rozmawialiśmy z polskimi inwestorami, ale staraliśmy się nie popełniać błędów, na które w pierwszych dniach narażona jest spółka. Chcieliśmy znaleźć inwestorów, którzy albo sami mają startupowe przygody za sobą albo sfinansowali wiele projektów, które z czasem udało się korzystnie zmonetyzować. Szukaliśmy ich głównie zagranicą, zależało nam na doświadczeniu, ale też zagranicznej ekspansji. Połowa naszych inwestorów pochodzi z USA, druga połowa siedzi w Berlinie.
To ilu ich jest?
Mniej więcej ośmiu.
Wiem już jak nawiązaliście współpracę z Yvesem Beharem, a jak się znajduje amerykańskich inwestorów, którzy chcieliby zainwestować w europejski startup?
Część znajduje ciebie...
To bardzo optymistyczna wizja.
Trzeba mieć dużą sieć kontaktów, to jest network, parę punktów zaczepienia dzięki którym można dotrzeć dalej. Inwestorzy dostają dziennie ogromne ilości pytań o inwestycję więc ty musisz mieć coś, co twoją historię w paru punktach przystępnie i ciekawie opowie.
Na tym też ten venture capital polega - inwestuje się w bardzo wczesnej fazie w firmę mocniej wierząc w koncepcję aniżeli realne wyniki finansowe, to jest ten schemat działania. To jest pierwsza runda, która pozwala zamienić tylko i wyłącznie koncepcję w coś, co zaczyna nabierać znamion funkcjonującego biznesu.
Jakie problemy mieliście po drodze?
Byliśmy pierwszą spółką z o.o. w Polsce, w którą zainwestowali wszyscy inwestorzy zagraniczni, musieliśmy więc przekroczyć pewien próg zaufania, dobrze się poznać, wyjaśnić, że spółka, która się nazywa z o.o. niekoniecznie jest związana z dziwnym produktem. Nie było to łatwe generalnie, jest cała masa papierkowej roboty, dokumentów wysyłanych w tę i z powrotem, form prawnych, które muszą zostać spełnione. Polskie prawo nie jest też komplementarne z amerykańskim jeśli chodzi o inwestycje, nasz mechanizm podatkowy jest bardziej skomplikowany.
Jeśli chodzi o startupy, jest to scena w Polsce ciągle bardzo młoda, dopiero się tworzy i wszystkie mechanizmy, które mają ułatwić pozyskiwanie inwestycji czy zmniejszyć bariery biurokratyczne dopiero powstają albo muszą powstać.