Limuzyna miała pozostać autem koncepcyjnym. Trafiła jednak do sprzedaży.
Przygoda z najdroższym autem świata (droższym nawet od dotychczasowego lidera Buggati Veyrona)
zaczęła się dwa lata temu od reklamy. Fulda, firma produkująca opony, zamówiła wyjątkową limuzynę. Po części do testów swojego nowego produktu, opon Exelero, a po części dla promocji. Swoją drogą, kto i po co wymyśla opony, które nie nadają do żadnego dotąd wyprodukowanego auta?
Tak czy inaczej, akcja promocyjna okazała się bardzo skuteczna. Film z testów szybko zyskał ogromną popularność w internecie. Pisały o tym też inne media.
Inżynierowie projektujący opony zażyczyli sobie, żeby auto mogło bez trudu rozpędzić się do prędkości 350 km/h. Exelero, zbudowane na modelu 57 i wyposażone w 700-konny silnik, nie miało problemu z osiągnięciem poziomu 351,45 km/h. W 4,4 sekundy rozpędza się do setki. Limuzyna spełniła wszystkie wymagania techniczne, a do tego wszyscy zachwycili się jej nieco drapieżnym i chyba jak na Maybacha najlepszym jak dotąd wyglądem.
W pięknym opakowaniu powstało coś podobnego do mieszanki Bentleya, Rolls-Royce'a i Bugatti Veyrona. Nic więc dziwnego, że fabryka snów Daimlera uczyni to cudo dostępnym. Komu go sprzeda? Nie wiadomo, czy nasz rodzimy milioner, znany koneser tej marki, zdecyduje się na kolejny, tym razem sporo droższy, model Maybacha, ale jedno jest pewne: w Dubaju znajdzie się miejsce na każdą ekstrawagancję.