W Calais, francuskim mieście portowym, doszło do zamieszek po tym, jak przebywający w nim imigranci skarżyli się na nieludzkie warunki pobytu oraz o to, że policja traktuje ich brutalnie. Piątkowy protest wybuchł zaledwie dzień po tym, jak burmistrz Calais zagroziła, że zamknie francuski port dla imigrantów, jeżeli Wielka Brytania nie wykona "znaczącego gestu" w kierunku poprawy kontroli wzmożonego napływu migrantów, usiłujących dostać się na wyspy przez Kanał LaManche. Caleis jest ważnym punktem na drodze imigrantów z biednych krajów Środkowego Wschodi, Azji i Afryki, którzy chcą się dostać do Wielkiej Brytanii. Wielu z nich wierzy, że Anglia prędzej, niż inne kraje Europy, zapewni im lepsze życie i łatwy dostęp do stałego zamieszkania i dobrobytu. Wiele osób usiłowało ukryć się w ciężarówkach, które każdego dnia kursują między Francją a Anglią. Burmistrz Calais, Natasza Bouchart, szacuje, że w mieście, w którym na stałe mieszka 75000 osób, przebywa w tej chwili co najmniej 1300 imigrantów. Wielu z nich
mieszka w squatach, a nawet w tymczasowych obozach i szałasach zbudowanych w lesie niedaleko miasta. Francuskie i brytyjskie ministerstwa spraw wewnętrznych obiecały w zeszłym tygodniu, że zwiększą środki bezpieczeństwa. Chcą w ten sposób powstrzymać nielegalną migrację i "obalić mity", które przyciągają ludzi do Wielkiej Brytanii.